Kilka dni temu internet został zalany informacjami o premierze polskiego serialu „Sexify”. Co ciekawe równocześnie pojawiło się mnóstwo negatywnych opinii na jego temat. Jak to możliwe? W jaki sposób widz był w stanie ocenić serial nie oglądając ani jednego odcinka? Niestety to dosyć częste zjawisko. Wyrażanie opinii nie mając pojęcia o temacie, o którym się mówi. Tak właśnie było w przypadku tego serialu. Był plakat, zwiastun i opis na Filmwebie: „Natalia razem z przyjaciółkami postanawia opracować innowacyjną aplikację erotyczną. Jednak najpierw sama musi poznać tajniki sztuki kochania.” Z tym, że opis jest nie tylko zdawkowy, ale też nieco wprowadzający w błąd.
Hałas, który ten serial zrobił wokół siebie zadziałał na mnie jak tak, że odpaliłam serial tego samego dnia kiedy pojawił się na Netflixie i pochłonęłam cały od razu. Lubię sama wyrabiać sobie zdanie więc zarówno ten przedwczesny hejt, intrygujący zwiastun i w końcu nowe twarze na ekranie mnie skusiły. Fakt, że pochłonełam ośmioodcinkowy serial za jednym posiedzeniem powinien mówić sam za siebie – Wspaniale bawiłam się oglądając go! Choć nie czekam na drugi sezon, bo wydaje mi się on zbędny. W pierwszym wszystkie wątki zostały wyczerpane.
Jednym z największych zarzutów było powtarzana przez internautów opinia, że „Sexify” to „marna podróbka Sex Education”. Zabrzmiało to dla mnie jak wyzwanie. Obejrzałam oba seriale i choć oba dotyczą seksu to poruszają inne kwestie i podeszły do niego w zupełnie inny sposób. „Sex Education” to serial, który porusza szereg wątków związanych z seksem zarówno ze strony męskiej jak i kobiecej. Natomiast „Sexify” skupia się wyłącznie na sferze kobiecej i młodych dziewczynach, które uporem i wytrwałością są w stanie zdziałać więcej niż mogły sobie wcześniej wyobrazić.
Fabuła skupiająca się na seksie może być intrygująca, ale jednocześnie bardzo potrzebna biorąc pod uwagę to jak seksualność i wszystkie tematy poboczne są w naszym kraju tematami tabu. Jeszcze bardziej przyklaskuje pomysłowi, aby skupić się w tej kwestii na kobietach, bo mam wrażenie, że jest on wciąż bardzo sprawnie omijany.
Wróćmy jednak do początku
„Sexify” opowiada o trzech dziewczynach, które w pewnym momencie łączą siły w szczytnym celu – chcąc stworzyć aplikację dla kobiet pomagającą osiągnąć im maksymalną przyjemność. Wszystkie trzy studiują na uczelni technicznej i pomieszkują w akademiku. Dzieli ich wszystko inne. Natalia, skupiona jest mocna na tym, aby osiągnąć w życiu sukces, stworzyć coś, co będzie istotne w skali krajowej, a nawet światowej. Paulina, odgrywa typowy społeczny schemat czyli ślub koniecznie organizowany przez rodziców. Monika, córka bogatych rodziców organizujących jej przyszłość i jej bunt przeciwko temu. Los krzyżuje ich drogi i sprawia, że razem mają wszystko, aby stworzyć aplikację, która odmieni życie wielu kobiet.
Fabuła jest rozpisana bardzo ciekawie, nie ma żadnych nudniejszych momentów, umiejętnie wplecione są elementy montażu, które dodają serialowi teledyskowego charakteru. Do tego wszystkiego idealnie dograna muzyka stworzona przez mistrza czyli Jimka. Obsada jest dobrana idealnie. W role głównych bohaterek wcielają się Aleksandra Skraba, Maria Sobocińska i Sandra Drzymalska. Jestem przekonana, że jeszcze nie raz o nich usłyszymy.
Polskie kino ciągle się zmienia, a zakładanie z góry, że polski serial o seksie to będzie dno jest nie tylko krzywdzące, ale też bardzo niesprawiedliwie. Bo w polskiej kinematografii mamy całą masę fantastycznych filmów i seriali. Buble zdarzają się nawet w wychwalanym Hollywood. Dlatego zamiast krytykować dajmy szansę polskim produkcjom bo jest wśród nich wiele perełek. Jak choćby „Sexify”. Lekki, zabawny, poruszający ważną kwestię, który po prostu dobrze się ogląda. Mimo, że Warszawa jest piękniejsza niż w rzeczywistości, codzienne problemy nico wyprasowane, a układ gwiazd mocno sprzyjający to wciąż nie jest on ani kiczowaty, ani przesłodzony. Brawo!
Ściskam,
Alicja